Dlatego nie wszyscy zdajemy sobie sprawę, co znajduje się w przeciętnej, niewielkiej, białej i nierzadko pięknie pachnącej podpasce czy w tamponie. Otóż: jest w nich chlor, którymi są bielone, jest silikon, chemiczne pochłaniacze wilgoci, oleje mineralne i syntetyczne aromaty. Które mają ukryć nie tylko zapach płynów fizjologicznych, a przede wszystkim chemii, którymi są nasączone. Przez ilość syntetyków są kolejnymi produktami, które rozkładać się będą przez setki lat, zatruwając glebę i powietrze. Pomnóżmy je przez ilość kobiet na świecie w wieku rozrodczym, które stosują podpaski i tampony, i mamy kolejną hałdę plastiku.
Ale nie tylko dlatego warto im się przyjrzeć.
Coraz więcej z nas narzeka na konsekwencje zdrowotne stosowania produktów higienicznych, które zawierają sztuczne dodatki. Substancje zapachowe czy absorbenty, którymi są nasączone, są bowiem silnymi alergenami, podobnie barwniki użyte do wykonania nadruków. Chlor, którym są bielone, może z kolei powodować wydzielanie się dioksyn o potencjale rakotwórczym. Pamiętajmy, że składniki te mają bezpośredni kontakt z błonami śluzowymi pochwy, które charakteryzują się wysoką wchłanialnością do krwiobiegu, zwłaszcza w czasie miesiączki. Zagrożeniem są także bakterie, które namnażają się w krwi na długo niezmienianych podpaskach czy tamponach. Ale po co je często wymieniać, jeśli są tak nasączone absorbentami, że stają się „nieprawdopodobnie chłonne”. I maskują ewentualny nieprzyjemny zapach.
Lauren Wasser to amerykańska modelka z Los Angeles. Pewnego dnia trafiła w ciężkim stanie do szpitala. Lekarze nie wiedzieli, co jej jest. Miała coraz wyższą gorączkę, plamy na ciele, spadało jej ciśnienie, bolały mięśnie. Gdzieś w ciele wdało się zakażenie, kolejne badanie nie dawało jednak odpowiedzi gdzie. Okazało się, że źródłem galopującej infekcji jest długo niewyjmowany tampon. Krew gromadząca się wokół niego stała się pożywką dla gronkowca, którego organizm, osłabiony w czasie menstruacji, nie zwalczył. Tak doszło do rozwoju zespół wstrząsu toksycznego (TSS) i w efekcie Lauren miała amputowane obie nogi. Dziś dalej pracuje jako modelka, ale przede wszystkim jest działaczką: edukuje kobiety o zagrożeniach, jakie niesie za długie noszenie tamponów, i jak niebiezpieczne jest używanie produktów nasączonych syntetycznymi substancjami.
Nie znaczy oczywiście, że każda kobieta ucierpi z powodu stosowania nowoczesnych produktów do higieny, których pełno w aptekach i supermarketach. Szczególnie narażone są jednak alergiczki, dziewczyny z chorobami metabolicznymi i te, które nie dbają o siebie, w tym: jedzą dużo produktów przetworzonych i słodkich. A ich jest coraz więcej. Stosowanie podpasek i tamponów z chemicznymi dodatkami może wywoływać u nich przede wszystkim podrażnienie oraz wysuszenie śluzówek, i prowadzić do infekcji dróg intymnych. A wystarczy niewielka zmiana w obrębie błon śluzowych, by zareagowały obrzękiem i przekrwieniem. Wtedy otwierają się wrota dla grzybów, bakterii i alergenów. Nieprzerwane noszenie podpaski czy tamponu z „plastikiem” jeszcze nasila problem, utrudniając przepuszczanie powietrza. Tworzy się wtedy idealne środowisko do rozwoju bakterii beztlenowych. A my zaczynamy czuć coraz silniejsze swędzenie, pieczenie, szczypanie, może pojawić się wysypka czy upławy. Wiele kobiet z takimi zakażeniami boryka się co miesiąc. Zwalcza je przyjmując kolejne, coraz silniejsze leki.
Przy rosnącej ilości infekcji intymnych pojawienie się podpasek czy tamponów organicznych było więc kwestią czasu. Zarzut „zarabiania na modzie na ekologię” jako pierwszy obalą dziewczyny, którym dopiero przejście na organiczne produkty pozwoliło wyjść z błędnego koła przewlekłych infekcji. A takie nawracające zakażenia raz, że naprawdę nie jest łatwo wygasić. Dwa, że mogą mieć poważne konsekwencje: infekcje ogólnoustrojowe (ze wspomnianą sepsą włącznie) czy zrosty w macicy, które mogą być przeszkodą w zajściu lub donoszeniu ciąży.
Dla planety, ale i dla kobiecego ciała, najlepsze są środki higieniczne ze stuprocentowej, oczyszczonej bawełny, niebielone chlorem, a naturalnym nadtlenkiem wodoru. Warto szukać atestów i certyfikatów potwierdzających ekologiczność produktów, czy tego, że bawełna użyta do ich produkcji nie zawiera pestycydów czy herbicydów, jakie bywają stosowane podczas upraw. Tak jak wszystkie agresywne składniki, tak i te mogą dostawać się do krwiobiegu przez delikatne błony śluzowe. „Bio” podpaski i tampony nie powinny być perfumowane, barwione, nie mają prawa zawierać syntetycznych pochłaniaczy wilgoci. Takie informacje trudno przegapić: producenci zazwyczaj chwalą się „czystym” składem i podają go na opakowaniu. Przy okazji uzasadniając cenę, którą wymusza wysoki koszt składników.