Nadżerka jest jedną z najczęstszych dolegliwości ginekologicznych. I jedną z tych, które od razu wzbudzają w nas niepokój. W sumie to zrozumiałe: sama jej nazwa sugeruje brutalne powstanie (zostałyśmy „nadżarte”). W istocie najczęściej jest to zmiana łagodna jak owieczka. I zwykle nie oznacza ubytku nabłonka, a przeciwnie: jego nadmiar.
Oczywiście o ile mówimy o nadżerce, której pełna nazwa brzmi „nadżerka rzekoma”. Znakomita większość z nas opuszcza fotel ginekologiczny z diagnozę właśnie tej powszechnej zmiany – występuje w ponad 99 proc. wszystkich przypadków. Bardzo rzadko, mniej niż raz na sto, trafić się może inna dolegliwość – „nadżerka prawdziwa” – która rzeczywiście jest ubytkiem nabłonka i wygląda jak szorstki pieprzyk, który do tego może boleć i piec. Jest to zmiana, która wymaga kontroli cytologicznej, ale po to, żeby wykluczyć, czy nie jest czymś innym, na przykład rakiem szyjki macicy. Nie jest jednak tak, że nadżerka prowadzi do zmian rakowych. Nie ma powodu do paniki.
Termin „nadżerka”, który tak powszechnie pada u ginekologa, często stosowany jest wymiennie z innym: ektopia, ektopia gruczołowa. A ektopia to tyle co „występowanie jakichś tkanek nie tam, gdzie powinny”. Bo to właśnie zwykle oznacza nadżerkę: rozrastanie się nabłonka gruczołowego z kanału szyjki macicy i zajmowanie miejsca dookoła ujścia kanału. Żeby to sobie lepiej wyobrazić: tarcza szyjki macicy pokryta jest nabłonkiem płaskim, a kanał szyjki macicy – gruczołowym, który przy ujściu produkuje kroplę śluzu. Nabłonek gruczołowy zamiast tkwić w kanale lubi jednak z niego wychodzić i zajmować coraz większą część dookoła ujścia kanału. Zwykle tworzy się wtedy okrąg o wielkości kilku, kilkunastu milimetrów. I to jeszcze nic złego. Jeśli jednak podczas badania lekarz zauważy towarzyszące okręgowi zaczerwienienie i obrzęk, to wtedy właśnie mówi: „O, ma pani nadżerkę”.
Takie zastąpienie nabłonkiem gruczołowym nabłonka płaskiego przypisuje się najczęściej zmianom hormonalnym. Bywa to związane z cyklem miesiączkowym lub grą hormonalną w okresie dojrzewania, bo wystąpieniu zmian sprzyja nadmiar estrogenów. Ale już to, że pojawia się zaczerwienienie, obrzęk – jest sprawką kontaktu z wirusami, bakteriami czy grzybami. Czyli jest to zakażenie, wywołane np. przez kontakt z wkładką domaciczną, tamponem, niepożądaną substancją chemiczną lub wskutek kontaktu seksualnego.
Prawdziwy kłopot zaczyna się więc, gdy zmianie towarzyszy zaczerwienienie, a zwłaszcza gdy nabłonek zaczyna wydzielać śluz, i jest go dużo. Jego nadmiar to bowiem uczta dla patogenów. A gdy schodzi się ich mnóstwo – infekcja gotowa. Włącza się nam wtedy błędne koło: nadżerka powiększa się, i pojawia się nadmiar śluzu oraz (często) plamienie między miesiączkami. A gdy w drogach rodnych mamy za dużo wilgoci (śluz, plamienie), to stan zapalny narasta. Wtedy nadżerka powiększa się, zwiększa się ilość śluzu…
Kłopot z każdą infekcją jest taki, że niepilnowana staje się nieprzewidywalna. Innymi słowy: niebezpieczna. Wymaga kontroli, bo może być jak zapałka rzucona na suche siano.
Jeśli jest niewielka (ma 2-4 mm), nie daje dolegliwości, a wynik cytologii jest prawidłowy (wykonujemy ją obowiązkowo przy zmianach w obrębie narządu!), to leczy się tylko objawowo infekcje i zaleca dbanie o odporność. Jeśli jednak nadżerka jest źródłem nawracających zakażeń, można rozważyć zabieg.
Standardowo przeprowadza się zabieg koagulacji („ścięcia”, „skrzepnięcia”) nabłonka, czyli zniszczenia nadżerki. Koagulację nadżerki większość z nas kojarzy z „wypalanką”, czyli elektrokonizacją, a to tylko jedna z metod rozprawiania się ze zmianą. O elektrokonizacji warto pamiętać, że nie powinno proponować się jej dziewczynie, która nie rodziła. Zabieg ten polega bowiem na wycinaniu pętelką elektryczną nadżerki wraz z fragmentem tarczy. Po zabiegu może w tym miejscu powstać blizna i osłabiać strukturę pochwy, a to ryzykowne, jeśli przed dziewczyną jest ciąża i prawdopodobieństwo rodzenia siłami natury. Zamiast „wypalanki” można zastosować inne metody, np. użyć lasera, żelu, ciepła sondy elektrycznej, impulsu światła czy wymrażania – i ten ostatni sposób stosowany jest najczęściej. Wymrażanie polega na przyłożeniu sondy z ciekłym azotem do zmienionego miejsca, najpierw na minutę, a potem jeszcze raz na minutę – i gotowe, nabłonek nadżerki jest martwy. Podobnie szybko rozprawia się z nim laser czy światło. Koagulacja chemiczna, kiedyś stosowana powszechnie, odchodzi już do lamusa, bo wymaga powtórzeń.
Po wszystkim w miejscu zmiany powstaje cienka warstwa skoagulowanych komórek, i nabłonek gruczołowy zaczyna być zastępowany przez gładki nabłonek płaski. Dobrym pomysłem po zabiegu jest stosowanie globulek ułatwiających gojenie, ale nie jest to koniecznie. Już po ok. 10 dniach miejsce się oczyszcza, a kolejne krwawienie menstruacyjne już na dobre „domywa” pochwę. Nowy cykl miesięczny zaczynamy bez upławów i nawracających zakażeń – w każdym razie bez tych wywołanych przez nadżerkę.