Psycholog, tworząc koncepcję “czterech jeźdźców apokalipsy” brał oczywiście pod uwagę zachowania, jakie występują w parze – pogarda dla partnera, krytykowanie partnera, etc. Ale czy pogarda dla siebie samej albo nieustanne i okrutne krytykowanie własnego ciała nie ma wpływu na nasz związek?
Spójrzmy na hipotetyczną parę: Jacek i Agata. Są szczęśliwi, dobrze się dogadują, uwielbiają razem spędzać czas. Ale przed każdymi wakacjami Agata przechodzi na restrykcyjną dietę, bo nie wyobraża sobie pokazać się na plaży “z takim ciałem”. Dieta, jak to dieta, na początku “wychodzi” potem organizm dostosowuje się do nowych, głodowych warunków i waga stabilizuje się, żeby na koniec wrócić do punktu wyjścia + parę kilo ekstra. Agata jest głodna, zmęczona, sfrustrowana i szczerze nienawidzi swojego ciała. Cały urlop spędza szczelnie zawinięta w wielki plażowy ręcznik i nie ma mowy o dobrej zabawie, czy to w hotelowym basenie, czy w jednym z licznych plażowych barów, o sypialni nie wspominając.
Jak myślisz, czy związek, w którym jedna osoba nienawidzi swojego ciała i nienawiść ta ma wpływ na niemal każdy aspekt życia: od tego co je, jak się ubiera, gdzie spędza wolny czas i na co wydaje pieniądze, ma szanse rozkwitnąć i przetrwać każdy sztorm? Przypuszczam, że wątpię.
I nie, to nie będzie jeden z tych tekstów, w których przeczytasz, że żeby ktoś cię pokochał, musisz najpierw pokochać siebie. Bo czasem jedynym sposobem, żeby zacząć darzyć samą siebie uczuciami, jest zobaczenie, jak kocha nas ktoś inny. Ale jeśli czujesz, że to ten moment, kiedy możesz założyć nogę na nogę i czekać, aż partner_ka cię “uzdrowi” to też się zawiedziesz. Ostatecznie, wyprostowanie relacji z ciałem to wyłącznie twoje zadanie, choć są osoby, które mogą pomóc w jego realizacji.
Relację z ciałem porządkujemy przede wszystkim dla nas samych. Bo to dla nas najważniejsze, żeby dobrze czuć się w swojej skórze, żeby dać sobie prawo do wszystkich przejawów człowieczeństwa, żeby rozumieć i akceptować to, co się z nami dzieje. Ale kiedy w końcu odwalisz się od siebie gwarantuję ci, że twój związek też odczuje pozytywne zmiany! Wyobraź sobie seks, w czasie którego nie myślisz o tym, jak wygląda twój brzuch, czy masz dość gładkie nogi i czy biust nie rozlewa ci się na boki. Taki seks, w czasie którego możesz być w pełni zanurzona w doświadczenia płynące z ciała, w dawanie i odbieranie przyjemności. Albo takie wieczory na kanapie, kiedy jesz lody, bo masz na to ochotę i nie przesuwasz ręki partnera z brzucha, na udo, bo panicznie boisz się, że odkryje twoje fałdki. Albo takie poranki, kiedy spontanicznie decydujecie o wyjściu na śniadanie do knajpy, a ty po prostu zakładasz buty i idziesz, zamiast stać pół godziny przed lustrem i wybierać sukienkę, w której “wyglądasz szczupło”.
To błahe sprawy, wiem. Ale zabierają ogrom twojego czasu i jeszcze więcej mentalnych zasobów. Ile z nich mogłabyś zainwestować w poprawę swojego związku!
Zachęcam cię do jednej rzeczy: spójrz na siebie oczami swojego partnera_ki. Zapytaj ją_jego o to, co najbardziej w tobie lubi i nie wmawiaj jemu_jej, że “wcale nie masz takiej zgrabnej pupy”. Po prostu posłuchaj tego, co ma ci do powiedzenia i spróbuj przyjąć to za fakt. Przypomnij sobie te fakty, ilekroć czujesz, że obraz twojego ciała ściąga ciebie i waszą relację w dół. Serio. Najlepsze co możesz zrobić dla swojego związku to odwalenie się od siebie. Nie zakup nowej bielizny, nie kurs seksu tantrycznego, nawet nie – dwutygodniowy urlop bez dzieci (jeśli takowe masz, choć przyznam, że wyjazdy bez dzieci są na drugim miejscu mojej prywatnej listy związkowych patentów), a po prostu odwalenie się od siebie. Spróbujesz?