Kupując sobie pierwszą w życiu zabawkę erotyczną możemy sprawić sobie wielką rozkosz. Lub rozczarowanie. Żeby dobrze wydać pieniądze lepiej więc nieco się przygotować.
1. Jak wybrać wibrator, pytanie 1: „Czy jest dobrej jakości?”
2. Jak wybrać wibrator, pytanie 2: „Czy jest higieniczny?”
3. Jak wybrać wibrator, pytanie 3: „Czy działa mi na zmysły?”
4. Jak wybrać wibrator, pytanie 4: „Jakie pieszczoty lubię?”
5. Jak wybrać wibrator, pytanie 5: „Czy na pewno potrzebuję… wibratora?”
Pamiętajmy, że nie ma bardziej intymnego przedmiotu, niż wibrator. Pierwsze na co warto zwrócić uwagę, to czy na pewno zasługuje na czuły kontakt z naszymi śluzówkami, które są „wrotami” do krwiobiegu. Substancje, z którymi mają kontakt przenikają przez nie łatwiej niż przez skórę. Przyjrzyjmy się, jakiej jest jakości. Lepiej nie wybierać gadżetów „no name”, z niepewnych źródeł, np. z chińskich sklepów wysyłkowych. Niska cena kusi, ale to ma być nasz mały, intymny przyjaciel, powiernik najbardziej intymnych rozkoszy. Nie ma co na nim oszczędzać. Bywa, że na zdjęciu wygląda solidnie, a w rzeczywistości jest wykonany z podejrzanego tworzywa, nienajlepiej pachnie, trudno go ładować, a na dodatek psuje się po pierwszym użyciu.
Przyjrzyjmy się tworzywu, z jakiego zrobiona jest erotyczna zabawka. Powinno być bezpieczne i o nieporowatej strukturze. W jego zakamarkach nie mogą zostawać ślady naszych płynów ustrojowych czy użytych kosmetyków, ma się łatwo dać umyć, a regularny kontakt z wodą powinien znosić przez cały (jak najdłuższy) okres stosowania. Higienicznym tworzywem jest np. plastik ABS lub silikon, szczególnie silikon klasy medycznej. Ryzykowne jest korzystanie z akcesoriów żelowych czy winylowych (PVC). Zastrzyc uszami powinnyśmy także przy takich opisach tworzywa jak „cyberskóra” czy „silicagel”. Ich powierzchnie są porowate, co oznacza, że trudno utrzymać ich czystość i po kilku przyjemnościach mogą się lepić i nie nadawać do kolejnego użycia. Zabawki żelowe nierzadko zawierają olejki mineralne, które mogą uczulać, podrażniać i narażać na wystąpienie infekcji intymnej. Na wielu forach opisywane są nawet jako onkogenne, czyli zawierające pewne ilości substancji o potencjale rakotwórczym.
Gdy wchodzi się na strony sklepów z gadżetami erotycznymi można się złapać za głowę. Dzisiejsza oferta rozpięta jest między realistycznymi, fallicznymi sprzętami, a minimalistycznymi zabawkami, nierzadko designerskimi, które aż żal ukrywać w szufladzie przy łóżku. Do wyboru mamy też całą paletę kolorów i rozmiarów. Warto im się przyjrzeć i zastanowić, co na nas najbardziej działa. Najlepiej oględzin dokonać w sklepie stacjonarnym, zobaczyć jak gadżety wyglądają naprawdę, jak układają się w dłoni, czy podobają nam się na tyle, by z nimi uprawiać samomiłość, czy są łatwe w obsłudze? Jaką mają fakturę, czy są miękkie i przyjemne, czy ich dotyk budzi miłe mrowienie na karku? Rada z doświadczenia: najlepiej udać się do sklepu z wolnym dostępem do półek, by móc buszować nieskrępowanie. I warto szukać takich miejsc, które są prowadzone przez osoby, dla których zabawki erotyczne to nie praca, a pasja.
Czego się spodziewamy? Jaki styl masturbacji lubimy najbardziej? Wnętrza pochwy, łechtaczki, anusa, wszystkiego na raz? Czego chcemy doświadczyć, stymulacji słynnego punktu G? Jak intensywnie? I najlepsze pytanie pomocnicze: jak dotąd radziłyśmy sobie same? Okazuje się, że najczęstszym błędem podczas wyboru pierwszej zabawki jest sięganie po wibratory w rozmiarze XL, bo w naszej kulturze panuje kult wielkości. Duży jednak nie zawsze może więcej! Jeśli same swobodnie zaspokajamy się małym palcem, to kupowanie i pakowanie w siebie czegoś wielkości pięści może nie tylko nie podniecić, ale być źródłem dyskomfortu. Warto wsłuchać się w siebie, jakiej intensywności pieszczoty potrzebujemy. Są wibratory „buzzy”, czyli drżące delikatnie i powierzchniowo, co można porównać do cichego bzyczenia oraz „rumbly”, czyli pobudzające intensywniej, docierające wibracjami do głębszych partii ciała.
Sporo kobiet planując zakup pierwszej zabawki, która będzie pomagała eksplorować ich seksualny potencjał, myśli klasycznym o wibratorze. Kupujemy „oczami” i najłatwiej nam wyobrazić sobie, że rozkosz da nam coś, co przypomina najbardziej znany sprzęt delegowany do sprawiania przyjemności – męskiego członka. Tymczasem na rynku jest cała masa gadżetów, które potrafią rozpalać zmysły, choć nie służą stricte do penetracji. Są masażery dotykowe i bez, rozpalające obszary łechtaczki, warg sromowych, sutków czy anusa – jak słynny „Pingwinek”, jeden z hitów erotycznych, bodaj najczęściej wybierana przez młode dziewczyny pierwsza zabawka erotyczna.
Zanim zdecydujemy się na zakup warto przejrzeć nowoczesną ofertę i włączyć intuicję: co z nami rezonuje? Co się sprawdzi jako starter (auto)erotycznej przygody? Jeśli dokonamy dobrego wyboru, najprawdopodobniej przyjemność nas wciągnie. Z erotycznym gadżetami jak z tatuażami: gdy pierwszy sprawi radość, na jednym się nie kończy.